Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Może pan kasjer raczy przyjąć sześćdziesiąt rubli do mego fundusiku?… — wtrąciłem nieśmiało.
— Sześćdziesiąt?… — zapytał. — W zeszłym miesiącu odłożyłeś pan pięćdziesiąt i razem masz około dwu tysięcy. Młody chłopak, lat trzydziestu, a już pobiera sto osiemdziesiąt rubli miesięcznie i odłożył ze dwa tysiące gotówką. Ale inni w tym wieku, jeżeli dobrze pójdzie, umieją narobić ze dwadzieścia tysięcy rubli długów… Kanalje!… Ileż u djabła wydajesz pan na siebie? — zapytał, wypisując kwit na złożone sześćdziesiąt rubli.
— Panu kasjerowi powiem jak ojcu — odparłem, wzruszony pochwałami. — Na mieszkanie (dwa skromne pokoiki) wydaję dwadzieścia pięć rubli miesięcznie; żywność zaś z cukierniami i restauracjami (bo i tam człowiek niekiedy zabłądzi) kosztuje około trzydziestu pięciu rubli… No, a praczka, usługa, obuwie, odzież — nie przekraczają czterdziestu rubli na miesiąc… Razem sto rubli, do których przybywa pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt odkładanych na oszczędność…
— A resztę wydaje się na dziewczęta?…
— Boże uchowaj!… — zawołałem.
— Nie wmawiaj pan we mnie, że jesteś świętym!… — wybuchnął kasjer. — Ja przecie wiem, choćby z praktyki pańskich kolegów, co kosztują znajomości z damami…
— Boże uchowaj, panie kasjerze — odpowiedziałem, kłaniając się. — Świętym w rzeczy samej nie jestem, ale… Dla kobiety szlachetnej… dla kobiety szlachetnie myślącej, wystarczy bukiecik… pudełeczko cukierków…
— A tak, wystarcza, bo za resztę płaci mąż… — mruknął kasjer. — Niech was djabli porwą — kanalje!… Kradnie z cudzego ogrodu i na tem robi oszczędności!…
Na łyse czoło wystąpiły mu krople potu, a chude palce zginały się i prostowały jak szpony tygrysa. Źle mówię — szpony. Są to bowiem najdoskonalsze narzędzia do rachowania, które pan kasjer zanurza w stos banknotów, albo