Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ośle jakiś!…
Zdaje mi się, że największą dla mnie mękę stanowiły długie przerwy w upomnieniach pana Dobrzańskiego. Zgóry wiedziałem, co powie, dziesięć razy powtórzyłem sobie to samo w myśli, a on — dopiero zaczynał, przerywał i znowu mówił dalej. Ciągnęło się to bez końca.
Nareszcie pan Dobrzański brał długi kajet, linjował go kantówką i w pierwszym wierszu zgóry wypisywał mi jako wzór do kaligrafji:
„Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie…“
Temperował pióro, układał mi ręce i kajet na stole i przysuwał kałamarz.
Poczem obowiązany byłem ten sam wiersz przepisać sześć razy, głośno go powtarzając. Pan Dobrzański drzemał sobie teraz w fotelu, a ja śpiewającym głosem mówiłem:
„…Ojczyzno moja, ty jesteś…“
— „Jak zdrowie!“ — wrzasnąłem głośno.
Pan Dobrzański ocknął się.
— Dziękuję! — odparł poważnie. Zdawało mu się, że kichnął, więc utarł nos w czerwoną chustkę i znowu zażył tabaki.
Powtarzało się to prawie codzień i stanowiło dla mnie jedyną rozrywkę przy lekcjach, tem bardziej, iż kaligrafja wypadała zawsze na końcu.
Zaraz po nauce jedliśmy razem obiad. Niekiedy gospodyni spóźniała się, więc po kaligrafji następowało jeszcze — powtarzanie na wyrywki.
— Kto cię stworzył? — pytał pan Dobrzański.
— Bóg Ojciec.
— Do… brze. A ile jest części świata?
— Siedem: poniedziałek, wtorek…
— Źle, ośle!… Pytam o części świata.
— Pięć! pięć!… Europa, Azja, Afryka, Ameryka, Oceanja…