Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale pan Karol już opuścił sklep i wracał do siebie ze spuszczoną głową. Po drodze kupił małą laleczkę dla Józi i drewnianego jeźdźca dla Kazia. Potem chciał dla niej kupić gospodarstwo, zwierzęta, a dla dwuletniego Kazia bęben i pałasz, ale znowu obrachował, że mu nie wystarczy pieniędzy.
— Wolę dać żonie gotówkę! — pomyślał. — Nie znam się na kobiecych figlach, niech sobie sama kupi gwiazdkę.
Ze wzruszenia zachciało mu się jeść. Machinalnie skręcił do jakiejś garkuchni, ale — znowu żal mu było pieniędzy. Kupił więc kilka bułek, jakąś kiszkę i — wrócił do budy.
Jego pryncypał już się niecierpliwił, ponieważ było zbyt wielu kupujących węgle na pudy, którzy nie stanowią dla kupca interesu i są natrętni przy wadze.
Pan Karol złożył zabawki i pieniądze do kuferka i usiadł na zwykłem miejscu. Nigdy handel nie wydał mu się tak nudnym, a kupujący tak nieznośnymi jak dzisiaj.
Wreszcie nadeszła noc, a po niej ostatni dzień przed wyjazdem.
Pan Karol w nocy nie spał, a w dzień, w ciągu sprzedaży, pokłócił się z kilkoma osobami, nawet przyzwoitemi, co zdziwiło woźniców. Za każdym napisanym kwitem wyglądał przez małą szybę, ażeby sprawdzić, czy jeszcze nie zachodzi słońce i czy nie zajeżdża ze swoją furą Abramek?...
Dzień się skończył, kupujący i woźnice węgli rozeszli się, a pan Karol został sam. Jak też zwłóczy Abramek! Może już odjechał?...
Nie mógł wytrzymać, włożył futro i wybiegł do zajazdu. Zawiniątko już miał od rana przygotowane, a pieniądze wrzucił do szuflady stolika, lękając się ich zgubić. Był tak roztargniony, że chwilami nie wiedział, co robi.
Wpadł do zajazdu. Abramek śpiewającym głosem szwargotał coś z Żydkami, a jego pomocnik wytaczał wóz pod bramę.