Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Śmietanki?... — spytała babunia. — Co ja miałam mówić, czy o Kaziu?... Nie, prawda!... Chciałam powiedzieć, że śmietanka z mego kamiennego garnuszka była lepsza. Ale i on się stłukł... Czy to kto jedzie?...
— Nie, to samowar syczy.
— Jakieś dziwne samowary sprzedają teraz...
Synowa spojrzała na męża i pokręciła głową, jakby chcąc powiedzieć, że babunia robi się coraz bardziej niedołężna. On tylko westchnął i zapewne na znak smutku przykrył spodkiem rój much, które do szklanki powłaziły.
Weszła do jadalni niańka z tłustym, świeżo umytym chłopcem na ręku. Matka wybiegła naprzeciw nich, pochwyciła synka i po raz może dwudziesty, choć był dopiero ranek, uściskała go i ucałowała namiętnie. Tłusty chłopak tymczasem zwrócił szafirowe oczy na siedzącą już przy stole niańkę, potem na szklankę leciutkiej kawy, dla niego przeznaczonej, potem, nie spuszczając oka ze szklanki, poślinił rękę, którą mu ojciec dał do pocałowania, a wreszcie zaczął wydzierać się i krzyczeć. Posadzono go na kolanach piastunki, uporządkowano różowe, pofałdowane nogi w taki sposób, aby ich nie opierał na stole, i obtarto mu rączki, które przed chwilą w szklankę włożył.
Babunia, zatrzymawszy w połowie drogi łyżeczkę, którą niosła do ust, smutnie patrzyła na kręcącego się wnuka i znowu poczęła mówić głosem wątłym i jednostajnym:
— Tak właśnie Kazio siedział u mnie na kolanach. Była może trzecia po południu. Otworzyłam okno, ażeby powietrza ciepłego trochę naszło, myśląc, że go to orzeźwi. Wtedy akurat Wawrzek wypuścił klaczkę Kazia na dziedziniec. On biedak patrzył na nią, pokazywał paluszkiem, a nareszcie powiedział: „Babciu!... widzisz, jak moja klaczka bryka“ — i zsunął mi się na ręce martwy... O dlaczegóż mi serce doreszty nie pękło!...
Skończywszy, połknęła łyżeczkę rozmoczonej bułki, a po-