Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja bo nawet chciałem wam dać parę rubli na zapomogę, ale kiedy tego nie potrzeba, to jeszcze lepiej.
Pan Hipolit zapewnił poczciwego wieśniaka, że się ma dobrze, że nic nie potrzebuje i że wdzięczny mu jest za chęć udzielenia pomocy. W duchu jednak zrobił gorzką uwagę, że to, co jego gościowi wydaje się ładnem i porządnem, w gruncie rzeczy jest tylko ruiną i ubóstwem.
Gdy włościanin wyszedł, Amelja rzekła do ojca:
— Ten przynajmniej jest szczęśliwy.
— To jakaś zacna dusza! — odparł ojciec.
Jednocześnie pomyśleli oboje, że dziwnym zbiegiem wypadków, szczęście w tym człowieku zetknęło się z uczciwością. Czyżby istotnie cnota była owym talizmanem, który utrwala dary losu?
I znowu zostali sami i opuszczeni jak dawniej. Znowu pan Hipolit w niewatowanym paletocie biegał za zajęciem, a jego córka marzyła.
— Wróci, niezawodnie wróci! — myślała, przypominając sobie każde słówko i każde spojrzenie Kazimierza. Była pewna stałości swego wielbiciela i tylko niecierpliwiła się tem, że zwłóczy. Niekiedy nawet zdawało jej się, że gdyby nagle wszedł Kazimierz, wówczas kto wie, czyby potrafiła odegrać dobrze rolę osoby obrażonej.
Zajęta pracą lub swemi medytacjami, ledwie zdołała spostrzec, że ojciec od kilku dni wychodzi z domu dość rano, wpada na obiad na pół godziny i wraca późnym wieczorem zmęczony. Nietyle dziwiła ją ciągła nieobecność ojca, do której miała czas przywyknąć, ile raczej systematyczność w wychodzeniu i tajemniczość, jaką się okrywał.
Dopiero na drugi dzień po świętym Józefie, gdy ojciec wcale nie przyszedł na obiad, postanowiła zapytać go o znaczenie tych wycieczek.
— Kto wie — mówiła do siebie — a może ojciec u Kazi-