Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po tym wstępie młody człowiek odpoczął, otarł pot z czoła i oparłszy obie ręce na dygoczących ze wzruszenia kolanach, oświadczył panu Hipolitowi chęć wejścia w związki legalne z jego jedyną, pełnoletnią córką Amelją.
Skutek mówki był nadspodziewany. Hipolit roztkliwił się, uściskał wice-dyrektora, podziękował za wyrządzony jego domowi honor i obiecał ze swej strony nie stawiać przeszkód małżeństwu, jeżeli takowe zaakceptuje Melcia.
— Widzisz, mój kochany — kończył — dziś to jeszcze tak bardzo żenićbyś się nie mógł... Ale gdy zostaniesz dyrektorem, no!... staraj się tylko pozyskać serce Melci, a nadewszystko nic nie wspominaj o naszej rozmowie, bo to dziewczyna, jak ci wiadomo, strasznie samodzielna i gotowa zgrymasić, jeżeli się dowie o mojem postanowieniu zrobionem bez jej wiedzy.
Rada wydała się Kazimierzowi bardzo rozsądną. Wiedział on, że serce Melci trzeba zdobywać jak fortecę, tymczasem więc był kontent z pozyskania względów ojca, o których zawsze wątpił.
Potem uściskano się jeszcze raz i pogadano w niewielu słowach o interesie finansowym. Gdy następnie obaj panowie wyszli do saloniku, mieli już miny tak niewinne, że Melcia nie podejrzewała nawet aktu oświadczyn, a ciotka była przekonaną, że Kazimierz równie dobrze zląkł się teraz ojca, jak przed pół godziną córki.
Wkrótce konkurent pożegnał rodzinę, a Melcia w swym pokoiku wzięła się do retuszowania. Korzystając z tego, ciotka rzekła:
— Czy szwagier wie, że Kazimierz został wice-dyrektorem fabryki?
— Mówił mi o tem — odparł Hipolit, odwracając się do okna.
— Porządny człowiek! — dodała ciotka.
— E... he... hem! bardzo... bardzo...