— Waryaty!... waryaty!... cały świat mogliby zarazić swoim obłędem...
Rzecki wciąż uśmiechał się...
„Niech mnie dyabli wezmą — mówił do siebie — jeżeli co do Stacha nie mam racyi!... Powiedział pannie: adieu! i pojechał... Oto cały sekret. Byle wrócił Ochocki, dowiemy się prawdy..."
Był w tak dobrym usposobieniu, że wydobył zpod łóżka gitarę, naciągnął struny i, przy jej akompaniamencie, zaczął nucić:
„Wiosna się budzi w całej naturze,
Witana rzewnem słowików pieniem...
W zielonym gaju ponad strumieniem,
Kwitnęły dwie piękne róże...“
Ostry ból w piersiach przypomniał mu, że nie powinien się męczyć.
Niemniej czuł w sobie ogromną energią.
„Stach — myślał — wziął się do jakiejś wielkiej roboty. Ochocki jedzie do niego, więc muszę i ja pokazać co umiem... Precz z marzeniami!... Napoleonidzi już nie poprawią świata i nikt go nie poprawi, jeżeli i nadal będziemy postępować jak lunatycy... Zawiążę spółkę z Mraczewskimi, sprowadzę Lisieckiego, znajdę Klejna i spróbujemy, panie Szlangbaum, czy tylko ty masz rozum... Do licha, co może być łatwiejszego aniżeli zrobienie pieniędzy, jeżeli chce się tego?...
A jeszcze z takim kapitałem i takimi ludźmi!...“
W sobotę, po rozejściu się subjektów wieczo-