Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

traktowali publiczność i dopuszczali się drobnych nadużyć, które nie uszły uwagi Rzeckiego. Nareszcie dwu nowych inkasentów dopuściło się malwersacyi na sto kilkadziesiąt rubli.
Kiedy pan Ignacy wspomniał o tem Szlangbaumowi, usłyszał odpowiedź:
— Proszę pana, publiczność nie zna się na dobrym towarze, tylko na tanim... A co do malwersacyi, te się wszędzie trafiają. Zkąd zresztą wezmę innych ludzi?
Pomimo tęgiej miny, Szlangbaum jednak martwił się, a Szuman drwił z niego bez miłosierdzia.
— Prawda, panie Szlangbaum — mówił doktor — że gdyby w kraju zostali sami żydzi, wyszlibyśmy z torbami z interesu. Bo jedni okpiwaliby nas, a drudzy nie daliby się łapać na nasze sztuki...
Mając dużo wolnego czasu, pan Ignacy dużo rozmyślał i dziwił się, że teraz po całych dniach zaprzątały go kwestye, które dawniej nawet nie przeszły mu przez głowę.
„Dlaczego nasz sklep tak upadł?... — mówił do siebie. — Bo gospodaruje w nim Szlangbaum, nie Wokulski. A dlaczego nie gospodaruje Wokulski?... Bo jak to wspomniał Ochocki, Stach dusił się tutaj prawie od dzieciństwa i nareszcie musiał uciec na świeże powietrze“...
I przypominał sobie najwydatniejsze momenta z życia Wokulskiego. Kiedy chciał uczyć się, je-