Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tymczasem Mraczewski oświadczył się pani Stawskiej i, po krótkiem wahaniu, został przyjęty. Gdyby, jak projektuje sobie Mraczewski, otworzyli sklep w Warszawie, wszedłbym do spółki i przy nich bym zamieszkał. I, mój Boże! niańczyłbym dzieci Mraczewskiego, choć myślałem, że podobny urząd mógłbym pełnić tylko przy dzieciach Stacha...
Życie jest okrutnie ciężkie...

....................

Wczoraj dałem pięć rubli na nabożeństwo na intencyą ks. Ludwika Napoleona. Tylko na intencyą, bo może nie zginął, choć tak wszyscy gadają... Gdyby zaś... Nie znam ja się na teologii, ale zawsze bezpieczniej wyrobić mu stosunki na tamtym świecie. Bo nużby?...

....................

Naprawdę jestem niezdrów, choć Szuman mówi, że wszystko idzie dobrze. Zabronił mi: piwa, kawy, wina, prędkiego chodzenia, irytacyi... Wyborny sobie!... Taką receptę, to i ja potrafię zapisać; ale potraf ty ją sam wykonać...
On mówi ze mną tak, jakby podejrzywał, że ja niepokoję się losem Stacha. Zabawny człowiek!... A cóżto Stach nie jest pełnoletni, albo czy ja go już nie żegnałem na siedm lat? Lata minęły, Stach wrócił i znowu puścił się na awanturę.
Teraz będzie to samo: jak nagle zniknął, tak nagle powróci...