Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozumiem taki śmiech... Jestto najwyższy stopień cierpienia...
— Przysięgam pani, że od dziesięciu tygodni nie czułem się tak swobodnym... Boże mój!... nawet od paru lat... Zdaje mi się, że przez cały ten czas szarpała mi mózg jakaś straszna zmora i przed chwilą znikła... Teraz dopiero czuję, że jestem ocalony i to dzięki pani...
Głos mu drżał. Wziął ją za obie ręce i całował prawie namiętnie. Pani Wąsowskiej zdawało się, że dostrzegła w jego oczach coś nakształt łez.
— Ocalony!... uwolniony! — powtarzał.
— Posłuchaj mnie pan — mówiła zimno, cofając ręce. — Wszystko wiem, co między wami zaszło... Postąpiłeś pan niegodziwie, podsłuchując rozmowę, którą znam w najdrobniejszych szczegółach, a nawet więcej... Była to najzwyklejsza flirtacya...
— Ach, więc to jest flirtacya?... — przerwał. — To, co robi kobietę podobną do restauracyjnej serwetki, w którą każdy może obcierać usta i palce?... To jest flirtacya, bardzo dobrze!...
— Milcz pan!... — zawołała pani Wąsowska. — Nie przeczę, że Bela postąpiła źle, ale... osądź pan sam siebie, jeżeli powiem, że ona pana...
— Kocha, czy tak?... — spytał Wokulski — bawiąc się swoją brodą.
— O, kocha!... Dopiero żałuje pana... Nie chcę się wdawać w szczegóły, dość, jeżeli powiem, że widywałam ją, przez dwa miesiące prawie co