Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebyś jej dawał wyżły najlepsze, zawsze się odezwie kundel w pomiocie, widać przez zapatrzenie...
— Muszę wyjść — rzekł nagle Wokulski — więc bądź zdrów... A przed wyjazdem wstąp jeszcze do mnie...
Węgiełek pożegnał go bardzo serdecznie, w przedpokoju zaś szepnął do lokaja:
— Coś waszemu panu dolega... Zrazu tom myślał, że zdrów, choć źle wygląda; ale on widać nie tęgo... Niech się wami Pan Bóg opiekuje!...
— A widzisz, mówiłem ci, żebyś tam nie właził i dużo nie gadał — odparł pochmurnie lokaj, wypychając go do sieni.
Po odejściu Węgiełka, Wokulski wpadł w głęboką zadumę.
— Stali naprzeciw mego kamienia i śmieli się!... — szepnął. — Nawet kamień musiał zbezcześcić, niewinny kamień...
Przez chwilę zdawało mu się, że znalazł nowy cel, chodziło tylko o wybór: czy wypalić w łeb Starskiemu, wymieniwszy mu pierwiej listę osób, którym zrujnował szczęście, czyli też zostawić go przy życiu, lecz doprowadzić do ostatecznej nędzy i upodlenia?...
Ale wnet przyszedł rozmysł i wydało mu się rzeczą dziecinną, a nawet niesmaczną, ażeby on miał poświęcać majątek, pracę i spokojność dla zemsty nad tego rodzaju człowiekiem.
„Wolałbym zastanawiać się nad tępieniem my-