Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmiał się, gniewał lub płakał, zasiadł obecnie między widzami i, na grę swoich kolegów, patrzy jak na zabawę dzieci.
„Czego oni się tak rzucają?... Coto za głupstwa!...“ — myślał.
Zdawało mu się, że zpoza świata patrzy na ten świat, a jego sprawy widzi z jakiejś nowej strony, której dotychczas nie spostrzegł.
Przez parę pierwszych dni nachodzili go wspólnicy, pracownicy, albo klienci spółki, niezadowoleni z wejścia Szlangbauma, a może zatrwożeni o swoję przyszłość. Ci, ponajwiększej części, namawiali go, ażeby wrócił na porzucone stanowisko, które jeszcze może zająć, gdyż kontrakt ze Szlangbaumem nie podpisany.
Niektórzy w tak smutnych barwach przedstawiali swoje położenie, a nawet płakali, że Wokulski doznał wzruszenia. Lecz zarazem odkrył w sobie taką obojętność, taki brak współczucia dla cudzej niedoli, że sam się zadziwił.
„Coś we mnie umarło!...“ — myślał i odprawił interesantów z niczem.
Potem przyszła druga fala odwiedzających, którzy, pod pozorem podziękowania mu za oddane usługi, chcieli zaspokoić ciekawość i zobaczyć: jak wygląda ten niegdyś silny człowiek, o którym teraz mówiono, że całkiem zniedołężniał?
Ci już nie prosili go, ażeby wszedł znowu do spółki, tylko wychwalali jego minioną działalność