Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naturalnie nic im się nie stanie, ale zawsze niemiła historya. Ten osioł Maruszewicz sam przestraszony... Wpadł do mnie, przysięgał, że on temu nie winien... Nie mogłem już wytrzymać i odpowiedziałem mu: „żeś pan nie winien, jestem pewny; ale i to pewne, że w naszych czasach Pan Bóg opiekuje się hultajami... Bo naprawdę, to pan powinieneś siedzieć dziś pod kluczem za fałszowanie podpisów, ale nie te lekkoduchy“... Aż rozpłakał się! Przysiągł, że odtąd wejdzie na dobrą drogę i że, jeżeli dotychczas nie wszedł na nią, to tylko z twojej winy.
„Byłem pełen najszlachetniejszych zamiarów — mówił — ale pan Wokulski, zamiast podać mi rękę, zamiast utwierdzić w zacnych intencyach, zbył mnie lekceważeniem“...
— Poczciwa dusza! — rozśmiał się Wokulski — Cóż więcej?
— W mieście gadają, — mówił Rzecki — że opuszczasz spółkę...
— Tak...
— I że odstępujesz ją żydom.
— No, przecież moi wspólnicy nie są starą garderobą, ażebym mógł ich odstępować — wybuchnął Wokulski. — Mają pieniądze, mają głowy na karkach... Niech znajdą ludzi i niech sobie radzą.
— Kogo oni tam znajdą, a choćby znaleźli, komu zaufają, jeżeli nie żydom!... A żydzi na-