Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i usłyszałem śpiewy, na honor, łzy mi w oczach stanęły... Co tu gadać... Pięknym jest Izrael tryumfujący i miło pomyśleć, że w tym tryumfie uciśnionych jest cząstka mojej pracy!...
— Szuman, zdaje mi się, że masz gorączkę...
— Wokulski, jestem pewny, że masz bielmo i to nie na oczach, ale na mózgu...
— Jakże możesz, wobec mnie, mówić o takich rzeczach?...
— Mówię, bo najprzód nie chcę być gadem, który kąsa podstępnie, a po wtóre... Ty, Stachu, już nie będziesz z nami walczył... Jesteś złamany i to złamany przez swoich... Sklep sprzedałeś, spółkę porzucasz... Karyera twoja skończona...
Wokulski spuścił głowę na piersi.
— Pomyśl zresztą — ciągnął Szuman — kto dziś jest przy tobie? — Ja? Żyd, tak pogardzony i tak skrzywdzony, jak ty... I przez tych samych ludzi... przez wielkich panów...
— Robisz się sentymentalny — wtrącił Wokulski.
— To nie sentymentalizm!... Bryzgali nam w oczy swoją wielkością, reklamowali swoje cnoty, kazali nam mieć ich ideały... A dziś, powiedz sam: co warte są te ideały i cnoty, gdzie ich wielkość, która musiała czerpać z twojej kieszeni?... Rok tylko żyłeś z nimi, niby na równej stopie