Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie miałbyś ochoty wyjść na spacer? Ładny dzień, a przez pięć tygodni chyba nacieszyłeś się swojem mieszkaniem...
— Ty z dziesięć lat cieszyłeś się swojem — odparł Wokulski.
— Racya. Ale ja miałem zajęcie, badałem ludzkie włosy i myślałem o sławie. Nade wszystko zaś nie miałem na karku interesów cudzych i swoich. Przecież za kilka tygodni będzie sesya tej spółki do handlu z cesarstwem...
— Wycofuję się z niej...
— Proszę... Dobra myśl — mówił z ironią Szuman. — I jeszcze ażeby cię lepiej ocenili, pozwól im wziąć na dyrektora Szlangbauma. On ich urządzi... tak jak mnie... Genialna rasa te żydki, ale cóżto za łajdaki...
— No, no, no...
— Tylkoż ty ich nie broń przedemną — zawołał gniewnie Szuman — bo ja ich nietylko znam, ale i odczuwam... Dałbym gardło, że już w tej chwili Szlangbaum kopie pod tobą doły w owej spółce i jestem pewny, że się tam wkręci, bo jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez żyda...
— Widzę, że nie lubisz Szlangbauma?
— Owszem, nawet podziwiam go i chciałbym naśladować, ale nie potrafię! A właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków: skłonność do geszefciarstwa... O naturo! jakże-