Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie się człowiek... Dzisiejsze niedole pochodzą ztąd, że wielkie wynalazki dostawały się bez różnicy ludziom i potworom... Ja nie popełnię tego błędu i, jeżeli ostatecznie znajdę metal lżejszy od powietrza, oddam go tylko prawdziwym ludziom. Niech oni choć raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek; niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę...“
— Niezawodnie byłoby lepiej — mruknął — gdyby tacy Ochoccy i Rzeccy mieli siłę, a nie Starscy i Maruszewicze...
„To jest cel!... — myślał w dalszym ciągu. — Gdybym był młodszy... Chociaż... No i tutaj bywają ludzie, i tu jest niemało do zrobienia...“
Zaczął znowu czytać historyą z Tysiąca nocy, lecz spostrzegł, że i ona już nie absorbuje go... Dawny ból zaczynał nurtować serce, a przed oczyma coraz wyraźniej rysowała się sylwetka panny Izabeli i Starskiego.
Przypomniał sobie Geista w drewnianych sandałach, później jego dziwny dom otoczony murem... I nagle przywidziało mu się, że ten dom jest pierwszym stopniem olbrzymich schodów, na szczycie których stoi posąg, niknący w obłokach. Przedstawiał on kobietę, której nie było widać głowy ani piersi, tylko śpiżowe fałdy sukni. Zdawało mu się, że na stopniu, którego dotykają jej nogi, czerni się napis: „niezmienna i czysta“. Nie rozumiał co to jest? ale czuł, że od stóp posągu napływa mu