Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nu, huku broni palnej, nawet zwierciadła; a my nibyto ucywilizowani, lękamy się śmierci!...“
Wstał, wyjrzał przez okno i z uśmiechem przypatrywał się ludziom, którzy gdzieś biegli, kłaniali się sobie, asystowali damom. Przypatrywał się ich gwałtownym ruchom, wielkiemu zainteresowaniu, bezświadomej szarmanteryi mężczyzn, automatycznej kokieteryi kobiet, obojętnym minom dorożkarzy, męce ich koni i nie mógł oprzeć się uwadze, że całe to życie pełne niepokoju i udręczeń, jest kapitalnem głupstwem.
Tak przesiedział cały dzień. Następnego przyszedł Rzecki i przypomniał mu, że dziś jest dzień pierwszy kwietnia i że panu Łęckiemu trzeba zapłacić 2.500 rubli procentów.
— A prawda — odparł Wokulski. — Odwieź mu tam...
— Myślałem, że sam odwieziesz.
— Nie chce mi się...
Rzecki kręcił się po pokoju, chrząkał, nareszcie rzekł:
— Pani Stawska jest jakaś markotna. Możebyś ją odwiedził?
— A prawda, że już dawno u niej nie byłem. Pójdę wieczorem.
Odebrawszy taką odpowiedź, Rzecki już nie zatrzymywał się... Bardzo czule pożegnał Wokulskiego, wpadł do sklepu po pieniądze, potem