Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nemi lub drzemiącemi damami. Wokulski dostrzegał kobiece fizyognomie napiętnowane niezwykłym wyrazem. Były tam namiętnie odrzucone głowy, zarumienione policzki, pałające oczy, rozchylone i drgające usta, jakby pod wpływem narkotyku.
„Straszna rzecz! — pomyślał Wokulski. — Cóżto za chore indywidua wprzęgąją się do tryumfalnego wozu tego pana“...
Wtem spojrzał nabok i zrobiło mu się zimno... Zobaczył pannę Łęcką bardziej odurzoną i roznamiętnioną od innych. Nie wierzył własnym oczom.
Mistrz grał z kwadrans, ale Wokulski nie słyszał już ani jednej nuty. Rozbudził go dopiero przeciągły grzmot oklasków. Potem znowu zapomniał gdzie jest, ale zato doskonale widział, jak Molinari szepnął coś do ucha panu Rzeżuchowskiemu, jak pan Rzeżuchowski wziął go pod rękę i przedstawił pannie Izabeli.
Przywitała go rumieńcem i wejrzeniem nieopisanego zachwytu. A ponieważ proszono na kolacyą, mistrz podał jej rękę i zaprowadził do sali jadalnej. Przeszli tuż obok niego, Molinari potrącił go łokciem, ale tak byli zajęci sobą, że panna Izabela nawet nie spostrzegła Wokulskiego. Potem usiedli we czworo przy jednym stoliku: pan Szastalski z panną Rzeżuchowską, Molinari z panną Izabelą, i było znać, że jest im bardzo dobrze razem.
Wokulskiemu znowu zdawało się, że z oczu