Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilku dni radzi o nich z Wokulskim. Zawsze znajdzie swój swego: marzyciel, marzyciela...
— No, już chyba Stachowi nie będziesz doktor nic zarzucał — przerwał niecierpliwie Rzecki.
— Nic, oprócz tego, że nigdy nie pilnował fachu, a zawsze gonił za mrzonkami. Będąc subjektem, chciał zostać uczonym, a zacząwszy uczyć się, postanowił awansować na bohatera. Majątek zrobił nie dlatego, że był kupcem, ale że oszalał dla panny Łęckiej; a dziś, kiedy jej dosięga, co wreszcie bardzo jest niepewne, już zaczyna naradzać się z Ochockim... Słowo honoru, nie pojmuję: o czem finansista może rozmawiać z takim Ochockim?... Lunatycy!...
Rzecki szczypał się w nogę, ażeby doktorowi nie zrobić awantury.
— Uważa pan — odezwał się pochwili — przyszedłem do pana w sprawie już nietylko Wokulskiego, ale kobiety... Kobiety, panie Szuman, a przeciw tym nic pan chyba nie znajdziesz do powiedzenia.
— Wasze kobiety są akurat tyle warte, co i mężczyźni. Wokulski za dziesięć lat mógłby być milionerem i potęgą w tym kraju, ale ponieważ związał losy swoje z panną Łęcką, więc sprzedał sklep doskonale procentujący, rzuci spółkę wcale niegorszą od sklepu, a potem strwoni majątek. Albo ten Ochocki... Inny na jego miejscu już pracowałby nad oświetleniem elektrycznem, skoro