Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A mąż?
— Gdzież on jest?... Zresztą, niech mnie zabije...
— A córka?... a Helunia?... — wyszeptała staruszka.
— Nie mówmy o Heluni, tylko o mnie...
— Heleno... dziecko moje... Ty przecież nie jesteś...
— Jego kochanką?... Tak, nie jestem, bo on tego jeszcze nie zażądał. Co mnie obchodzi pani Denowa, czy Radzińska, albo mąż który mnie opuścił. Już nie wiem co się ze mną dzieje... To jedno czuję, że ten człowiek zabrał mi duszę.
— Bądźże przynajmniej rozsądna... Zresztą...
— Jestem nią, dopóki być mogę... Ale ja nie dbam o taki świat, który dwoje ludzi skazuje na tortury zato tylko, że się kochają... Nienawidzieć się wolno — dodała z gorzkim uśmiechem — kraść, zabijać... wszystko, wszystko wolno, tylko nie wolno kochać... Ach, moja mamo, jeżeli ja nie mam racyi, więc dlaczegóż Jezus Chrystus nie mówił ludziom: bądźcie rozsądni tylko — kochajcie się?
Pani Misiewiczowa umilkła, przerażona wybuchem, którego nigdy nie oczekiwała. Zdawało się, że niebo spada jej na głowę, kiedy z ust tej gołębicy bryzgnęły zdania, jakich dotychczas nie słyszała, nie czytała, jakiej jej samej nie przeszły przez myśl, nawet kiedy była w tyfusie...