Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Czyby o mnie?... — pomyślał. — Nie trzeba się zbytecznie angażować“...
— A, i kuzynek jest tutaj! — rzekła panna Izabela, podając mu rękę — czegóż taki smutny?
— Powinien być wesoły — wtrąciła pani Wąsowska — gdyż przez całą drogę, od banku do was, umizgał się do mnie i to z dobrym skutkiem. Na rogu alei pozwoliłam mu odpiąć dwa guziki u rękawiczki i pocałować się w rękę.
Gdybyś wiedziała, Belu, jak on nie umie całować...
— Tak?... — zawołał Ochocki, rumieniąc się powyżej czoła. — Dobrze! Od tej pory nigdy nie pocałuję pani w rękę... Przysięgam...
— Jeszcze dziś przed wieczorem pocałujesz mnie pan w obie — odparła pani Wąsowska.
— Czy mogę złożyć uszanowanie panu Łęckiemu? — spytał uroczyście Ochocki, i nie czekając na odpowiedź panny Izabeli, wyszedł z salonu.
— Zawstydziłaś go — rzekła panna Izabela
— To niech się nie umizga, kiedy nie umie. W podobnych wypadkach niezręczność jest śmiertelnym grzechem. Czy nieprawda?
— Kiedyżeś przyjechała?
— Wczoraj rano — odpowiedziała pani Wąsowska. — Ale dwa razy musiałam być w banku, w magazynie, zrobić porządki u siebie. Tymczasem asystuje mi Ochocki, dopóki nie znajdę kogoś za-