Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż, złamał nogę!
— Gorzej. Bo jakkolwiek, pomimo dwukrotnych zaproszeń, nie był na balu u księcia, lecz około północy wymknął się pod jego dom i stojąc na śnieżycy, patrzył w okna. Rozumiesz pan?
— Rozumiem. Na to, nietrzeba być psychiatrą.
— Zatem — mówię dalej, —- nieodwołalnie postanowiłem ożenić Stacha w tym jeszcze roku, nawet przed świętym Janem.
— Z panną Łęcką? — pochwycił doktor, — Radzę nie mieszać się do tego.
— Nie z panną Łęcką, ale z panią Stawską.
Szuman zaczął bić się po głowie.
— Szpital waryatów! — mruczał. — Nie brak ani jednego... Pan oczywiście masz wodę w głowie, panie Rzecki — dodał pochwili.
— Pan mnie obrażasz! — krzyknąłem zniecierpliwiony.
Stanął przedemną i schwyciwszy mnie za klapy surduta, mówił zirytowanym głosem:
— Słuchaj pan... Użyję porównania, które powinieneś zrozumieć. Jeżeli masz pełną szufladę, naprzykład portmonetek, czy możesz w tę samę szufladę nakłaść, na przykład, krawatów?... Nie możesz. Więc, jeżeli Wokulski ma pełne serce panny Łęckiej, czy możesz mu tam wpakować panią Stawską?...
Odczepiłem mu ręce od moich klap i odparłem: