czór. Nie miał nawet czasu spostrzec, że Helunia ubrała się w nową szarfę.
Coto był za wieczór!... Jak pani Stawska dziękowała nam za zabawki, jak ona osładzała Wokulskiemu herbatę, jak go parę razy trąciła brzegiem rękawa... Dziś już jestem pewny, że Stach będzie tu przychodził jak najczęściej, zpoczątku ze mną, później bezemnie.
W środku kolacyi, zły, czy dobry duch skierował oczy pani Misiewiczowej na Kuryer.
— Widzisz, Helenko — rzekła do córki, —- że to dziś bal u księcia.
Wokulski sposępniał i, zamiast w oczy pani Stawskiej, zaczął patrzeć w talerz. Wziąwszy na odwagę, odezwałem się nie bez ironii.
— Piękne to musi być towarzystwo u takiego księcia! Stroje, elegancya...
— Nie tak piękne, jak się wydaje — odpowiedziała staruszka. — Stroje bardzo często nie popłacone, a elegancya!... Zapewne, inna musi być w salonie z hrabiami i książętami, a inna w garderobie z biednemi robotnicami.
(O! jakże mi ta staruszka w porę wystąpiła ze swoją krytyką. „Słuchajże Stasiu“ — pomyślałem i pytam dalej):
— Więc te wielkie damy niebardzo są eleganckie w stosunkach z pracownicami?...
— Proszę pana!... — odparła pani Misiewiczowa, trzęsąc ręką. — Znamy tu jednę magazy-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/117
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.