Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale nigdzie w tym stopniu, co u nas... Gdzieindziej, taki jak ja, uczciwy dorobkiewicz, miałby wrogów, ale miałby też uznanie, które wynagradza krzywdy... A tu...
Machnął ręką.
Jednym łykiem wypiłem znowu pół szklanki araku z herbatą, na odwagę. Stach tymczasem, usłyszawszy kroki w sieni, stanął przy drzwiach... Odgadłem, że tak czeka na książęce zaprosiny!...
Już mi w głowie szumiało, więc zapytałem:
— A czy ci, ci, dla których sprzedajesz sklep, ocenią cię lepiej?...
— A jeżeli ocenią?... — spytał, zamyśliwszy się...
— I będą cię lepiej kochać, aniżeli ci, których opuszczasz?
Przybiegł do mnie i bystro popatrzył mi w oczy.
— A jeżeli będą kochać?... — odparł.
— Jesteś pewny?...
Rzucił się na fotel.
— Czy ja wiem?...— szepnął. — Czy ja wiem!... Co jest pewnego na tym świecie?!
— I czy nigdy nie przyszło ci na myśl — mówiłem coraz śmielej, — że możesz być nietylko wyzyskiwany i oszukiwany, ale jeszcze wyśmiewany i lekceważony?... Powiedz, nigdyś o tem nie pomyślał?... Wszystko jest możliwe na świecie, a w takim wypadku należy się zabezpieczyć, jeżeli nie od zawodu, to przynajmniej od śmieszności.