Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I Stach będzie szczęśliwy.
— Oho!
Pożegnałem doktora pełen otuchy. Kocham, bo kocham panią Helenę, ale dla niego... wyrzeknę się jej.
Byle nie było zapóźno!...
Ale nie...
Nazajutrz w południe wpadł do sklepu Szuman; z jego uśmieszków i ze sposobu przygryzania warg, poznałem, że mu coś dolega i nastraja go na ton ironiczny.
— Byłeś doktor u Stacha? — spytałem — jakże dziś...
Pociągnął mnie za szafy i począł mówić zirytowanym głosem:
— Oto patrz pan, do czego doprowadzają baby nawet takich ludzi, jak Wokulski! Wiesz pan, dlaczego on rozdrażniony?...
— Przekonał się, że panna Łęcka ma kochanka...
— Gdybyż się przekonał!... to możeby go radykalnie uleczyło. Ale ona za sprytna, ażeby taki naiwny wielbiciel spostrzegł, co się dzieje za kulisami. Zresztą, w tej chwili chodzi o co innego. Śmiech powiedzieć, wstyd powiedzieć!... — zżymał się doktor.
Uderzył się w łysinę i mówił ciszej:
— Jutro bal u księcia, gdzie naturalnie będzie panna Łęcka. I czy pan wiesz, że książe do tej