Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale my mamy do pani pretensyą o szkody i straty! — odezwał się Maleski. — Kto słyszał o tej porze wymawiać przyzwoitym ludziom komorne?... Gdybyśmy nawet znaleźli lokal, to będzie taki podły, że przynajmniej ze dwu nas umrze na suchoty...
Pan Patkiewicz, zapewne w celu dodania większej wagi słowom mówcy, zaczął poruszać uchem i skórą na głowie, co w sali wywołało nowy atak wesołości.
— Pierwszy raz widzę coś podobnego! — rzekł nasz adwokat.
— Taką sprawę? — spytał Wokulski,
— Nie, ale żeby człowiek uchem ruszał. To artysta!...
Sędzia tymczasem napisał i przeczytał wyrok, mocą którego panowie: Maleski i Patkiewicz, zostali skazani na zapłacenie dwunastu rubli i pięćdziesięciu kopiejek komornego, tudzież na opuszczenie lokalu przed 8-ym lutym.
Tu zdarzył się fakt nadzwyczajny. Pan Patkiewicz, usłyszawszy wyrok, doznał tak silnego wstrząśnienia moralnego, że twarz zrobiła mu się zieloną i — zemdlał. Szczęściem, padając, trafił w objęcia pana Maleskiego; inaczej strasznie rozbiłby się nieborak.
Naturalnie, w sali odezwały się głosy współczucia, kucharka pani Stawskiej zapłakała... Żydki zaczęły pokazywać palcami na baronową i chrząkać,