Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeszedł tędy batalion piechoty — i mieli miny zupełnie spokojne. Założyłbym się nawet, że rozmawiali o czem innem, nie o pani Stawskiej.
— O, zacny panie Wokulski, który nie wstydzisz się biednych kobiet okrytych... — zaczęła pani Misiewiczowa.
Ale Stach podał jej rękę, adwokat pani Stawskiej, Wirski wziął za rączkę Helunię, a ja asystowałem Maryannie i tak weszliśmy do biura sędziego pokoju.
Sala przypomniała mi szkołę. Sędzia siedział na wzniesieniu, jak profesor na katedrze, a naprzeciw niego, w dwu szeregach ławek, mieścili się oskarżeni i świadkowie. W tej chwili tak żywo stanęły mi w pamięci młode lata, że mimowoli rzuciłem okiem pod piec, pewny, że zobaczę woźnego z rózgą i ławkę, na której nas bito w skórę. Chciałem nawet przez roztargnienie krzyknąć: „póki życia nie będę, panie profesorze!..“ alem się wporę opamiętał.
Zaczęliśmy rozsadzać nasze damy w ławkach i spierać się przy tej okazyi z żydkami, którzy, jak mi to później objaśniono, są najcierpliwszymi audytorami spraw sądowych, szczególniej o kradzież i oszustwo; znaleźliśmy nawet miejsce dla poczciwej Maryanny, która, usiadłszy, zrobiła taką minę, jakby miała zamiar przeżegnać się i zmówić pacierz.
Wokulski, nasz adwokat i ja, uplasowaliśmy