Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O, panie Rzecki — mówiła staruszka płacząc — wierz mi, że dla takich jak my, nieraz okno starczy za teatr, koncert i znajomości; bo i na co my już mamy patrzeć?
Nie potrafię opisać, jak mi się zrobiło smutno, kiedy z powodu marnego wyglądania oknem usłyszałem taki dramat... Nagle w drugim pokoju zrobił się szelest... Uczennice Pani Stawskiej skończywszy lekcyą, zabierały się do domu, a ich przecudna nauczycielka uszczęśliwiła mnie swoim widokiem.
Kiedym ją witał, miała zimne ręce, a na boskiej twarzy wyraz zmęczenia i smutku. Zobaczywszy mnie jednak, raczyła się uśmiechnąć. (Drogi anioł! jakby domyślała się, że jej słodki uśmiech na cały tydzień rozświetla mi ciemności życia).
— Mówiła panu mama — rzekła pani Stawska — jaki nas dziś spotkał honor?
— Aha, prawda, zapomniałam... — wtrąciła pani Misiewiczowa.
Tymczasem dwie panienki wyszły, dygając, i zostaliśmy sami, jakby w kółku familijnem.
— Niech pan sobie wyobrazi — mówiła pani Stawska — że miałyśmy dziś wizytę baronowej... W pierwszej chwili prawie zlękłam się, bo ona biedaczka nie ma przyjemnej powierzchowności, taka blada, tak zawsze czarno ubrana, takie ma jakieś spojrzenie... Ale rozbroiła mnie w jednej