Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochany panie Rzecki, nie mam zwyczaju mięszać się do cudzych spraw, ale ostrzeż pan Wokulskiego, (nie ode mnie, tylko od siebie), że ten jego wspólnik Suzin, to wielki hultaj i zapewne niedługo zbankrutuje... Ostrzeż go pan, bo szkoda człowieka... Zawsze Wokulski, jakkolwiek wszedł na fałszywą drogę, zasługuje na współczucie...
— Co pan nazywasz fałszywą drogą? — pytam.
— No, jużci, panie Rzecki — mówi on, — kto jeździ do Paryża, kupuje okręty w czasie nieporozumień z Anglią i tak dalej, ten, panie Rzecki, nie odznacza się obywatelskiemi cnotami.
— Panie drogi — ja mówię, — a czemże kupno okrętów różni się od kupna chmielu? Chyba większym zarobkiem...
— No — mówi znowu on, — panie Rzecki, nie będziemy rozprawiali o tej materyi. Gdyby to zrobił kto inny, nie miałbym nic przeciw temu, ale Wokulski!.. Obaj przecie znamy jego przeszłość, a ja może lepiej niż pan, bo nieraz świętej pamięci Hopfer, robił u mnie przez niego obstalunki...
— Pan — mówię do owego kupca — rzucasz podejrzenia na Wokulskiego.
— Nie, panie — mówi znowu on, — ja tylko powtarzam, co gada całe miasto. Nie myślę bynajmniej szkodzić Wokulskiemu, osobliwie w opinii pana, który jesteś jego przyjacielem (i słusznie, boś patrzył na tego człowieka kiedy był inny niż