Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I o czem jeszcze?...
— O pani.
Panna Izabela niespokojnie poruszyła się i pobladła.
— O mnie?... — spytała. — Alboż pan mnie znał?...
— Tak. Znam panią już parę lat, ale niekiedy zdaje mi się, że znam panią od wieków... Czas ogromnie wydłuża się, kiedy o kimś myślimy ciągle, na jawie i we śnie...
Podniosła się z pnia, jakby chcąc uciekać. Wokulski także powstał.
— Niech pani przebaczy, jeżeli mimowolnie zrobiłem jej przykrość. Może według pani, tacy jak ja, nie mają prawa myśleć o pani?... W waszym świecie nawet ten zakaz jest możliwy. Ale ja należę do innego... W moim świecie, paproć i mech tak dobrze mają prawo patrzeć na słońce, jak sosny, albo... grzyby. Dlatego niech mi pani wręcz powie: czy wolno mi, czy niewolno myśleć o pani? Na dziś nie żądam nic innego.
— Ja pana prawie nie znam — szepnęła widocznie zakłopotana panna Izabela.
— Ja też dziś nic nie żądam. Pytam się tylko, czy nie uważa pani za obrazę dla siebie tego, że ja myślę o pani, nic — tylko myślę. Znam opinie klasy, wśród której wychowała się pani, o takich ludziach jak ja i wiem, że to, co mówię w tej