Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski obok narzeczonej, a panna Felicya obok Starskiego.
— Prosimy — odezwała się wdówka do Wokulskiego, zbierając w fałdy swoję pąsową suknią, która rozesłała się na połowie ławki.
Wokulski usiadł naprzeciw panny Felicyi i spostrzegł, że dziewczynka patrzy na niego z pełnym zachwytu podziwem, rumieniąc się cochwilę.
— Czy nie moglibyśmy prosić pana Ochockiego, ażeby lejce oddał stangretowi? — rzekła wdówka.
— Moja pani, cóż mi pani wiecznie robi jakieś awantury! — oburzył się Ochocki. — Właśnie, że ja będę powoził.
— Więc daję słowo honoru, że wybiję pana, jeżeli nas wywrócisz.
— To się jeszcze pokaże! — odparł Ochocki.
— Słyszeliście państwo, ten człowiek mi grozi! — zawołała wdówka. — Czy niema tu nikogo, któryby się za mną ujął?...
— Ja panią pomszczę — wtrącił Starski dosyć lichą polszczyzną. — Przesiądźmy się we dwoje do tamtego powozu...
Piękna wdowa wzruszyła ramionami, baron znowu całował rączki swojej narzeczonej, która uśmiechając się, rozmawiała z nim półgłosem, ale ani na chwilę nie straciła wyrazu smutku i obawy.
Podczas gdy Starski przekomarzał się z wdową, a panna Felicya rumieniła się, Wokulski patrzył na narzeczoną. Spostrzegła to, odpowiedziała mu