Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bankocetle, a inny dogaduje się, że radbyś zbankrutować, jeżeli już nie jesteś bankrut.
— I ty w to wierzysz? — spytał Wokulski.
— Aj! Stanisławie Piotrowiczu, już komu, ale tobie nie godzi się awansować mnie na durnia. Ty myślisz: ja nie wiem, że tobie chodzi o kobietę?... Nu, kobieta smaczna rzecz i bywa, że nawet innemu solidnemu człowiekowi przewróci mózgi. Baw więc się i ty, kiedy masz pieniądze. Ale ja tobie, Stanisławie Piotrowiczu, powiem jedno słówko, chcesz?...
— Proszę cię.
— Kto prosi, żeby mu ogolić brodę, nie gniewa się na zdrapanie. Otóż gołąbku, powiem tobie przypowieść. Znajduje się w tej Francyi jakaś cudowna woda na wszystkie choroby (nie pomnę jej nazwiska). Więc słuchaj mnie: są tacy, którzy przychodzą tam na kolanach i prawie nie śmią spojrzeć; a są inni, którzy tę wodę bez ceremonii piją i nawet zęby płóczą... Ach, Stanisławie Piotrowiczu, ty nie wiesz, jak ten pijący grubo żartuje z modlącego się... Zobacz więc, czy nie jesteś takim, a gdybyś był, pluń na wszystko... Ale co tobie?... Boli? prawda... No, pokosztuj wina...
— Czyś słyszał co o niej? — głucho spytał Wokulski.
— Klnę się, żem nic nadzwyczajnego nie słyszał — odparł Suzin, uderzając się w piersi. — Kupcowi trzeba subjektów, a kobiecie bijących