Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czywistością, która nie zawodzi i nie kłamie, jest chyba — śmierć...
Wybiegł z hotelu na ulicę, wpadł do kawiarni i kazał podać koniak. Tym razem wypił półtorej karafki, a pijąc myślał, że ten Paryż, w którym znalazł najwięcej mądrości, największe złudzenia i ostateczne rozczarowania, stanie się chyba jego grobem.
— Naco mam już czekać?... Czego dowiem się?... Jeżeli Geist jest ordynarnym oszustem i jeżeli można kochać się w łopatce do węgli, jak ja w niej, to cóż mi jeszcze pozostaje?...
Wrócił do hotelu rozmarzony koniakiem i zasnął w ubraniu. A gdy obudził się o ósmej rano, pierwszą jego myślą było:
„Niema kwestyi, że Geist zapomocą magnetyzmu oszukał mnie co do owych metali. Lecz... kto magnetyzował mnie wówczas, kiedy oszalałem dla tej kobiety?...“
Nagle błysnął mu projekt, ażeby zasięgnąć informacyj u Palmierego. Przebrał się więc i szybko zeszedł na drugie piętro.
Mistrz tajemniczej sztuki już czekał na gości; ale że gości jeszcze nie było, więc Wokulskiego przyjął natychmiast, pobrawszy zgóry 20 franków opłaty za naradę.
— Czy — zapytał Wokulski — w każdego może pan wmówić, że łopatka od węgli jest kobietą i że chustka waży sto funtów?...