Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wstał zachmurzony i z bólem w sercu przesuwał się pomiędzy potokiem ludzi tak ruchliwych, krzykliwych, rozmawiających i śpiewających, jak dzieci wypuszczone ze szkoły.
— Głupcy! Głupcy!... — powtarzał.
Nagle przyszło mu na myśl: czyto on raczej nie jest głupi?...
„Gdyby ci wszyscy ludzie — mówił sobie — byli podobni do mnie, Paryż wyglądałby jak szpital smutnych waryatów. Każdy trułby się jakiemś widziadłem, ulice zamieniłyby się w kałuże, a domy w ruinę. Tymczasem oni, biorąc życie jakiem jest, uganiają się za praktycznemi celami, są szczęśliwi i tworzą arcydzieła.“
„A ja za czem goniłem? Najprzód za perpetuum mobile i kierowaniem balonami, potem za zdobyciem stanowiska, do którego nie dopuszczali mnie moi właśni sprzymierzeńcy, nareszcie za kobietą, do której prawie niewolno mi się zbliżyć. A zawsze albo poświęcałem się, albo ulegałem ideom wytworzonym przez klasy, które chciały mnie zrobić swoim sługą i niewolnikiem.“
I wyobrażał sobie, jakbyto było, gdyby zamiast w Warszawie, przyszedł na świat w Paryżu. Przedewszystkiem, dzięki mnóstwu instytucyj, mógłby więcej nauczyć się w dzieciństwie. Później, nawet dostawszy się do kupca, doznałby mniej przykrości, a więcej pomocy w studyach. Dalej, nie pracowałby nad perpetuum mobile, przeko-