Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale jestem pewna, że... pojechałaby do niego, gdyby ją wezwał!...
Tłumione łkanie przerwało jej mowę. Spojrzeliśmy po sobie z Wirskim i pożegnaliśmy sędziwą damę.
— Pani — rzekłem na odchodne — nim rok upłynie, przyniosę wiadomość o jej zięciu. A może — szepnąłem z mimowolnym uśmiechem — sprawy ułożą się tak, że... wszyscy będziemy zadowoleni... Wszyscy... nawet ci, których tu niema!...
Staruszka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, alem nic nie odpowiedział. Jeszcze raz pożegnałem ją i wyszliśmy obaj z rządcą, nie dopytując się już o panią Stawską.
— A niechże pan zagląda do nas choćby cowieczór!... — zawołała sędziwa dama, gdy już byliśmy w kuchni.
Naturalnie, że będę zaglądał... Czy uda mi się moja kombinacya ze Stachem? Bóg raczy wiedzieć. Tam, gdzie serce wchodzi w grę, nanic wszelkie rachuby. Ale spróbuję rozwiązać ręce kobiecie, a i to coś znaczy.
Po opuszczeniu mieszkania pani Stawskiej i jej matki, rozeszliśmy się z rządcą domu, bardzo z siebie zadowoleni. To jakiś dobry człeczyna. Ale kiedy wróciwszy do siebie, zastanowiłem się nad skutkami mego przeglądu lokatorów, ażem się schwycił za głowę.