Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Helenka, córka moja, panie...
— Rzecki — odezwał się rządca.
— Córka moja, panie Rzecki, rujnuje się... szczerze mówię, że się rujnuje na ogłoszenia po zagranicznych pismach, a tu nic i nic... Kobieta młoda, panie...
— Rzecki — podpowiedział Wirski.
— Kobieta młoda, panie Rzecki, niebrzydka.
— Prześliczna! — wtrącił rządca z zapałem.
— Byłam trochę do niej podobna — ciągnęła sędziwa dama, wzdychając i kiwając głową eks-obywatelowi. — Jest tedy córka moja niebrzydka i młoda, już jedno dziecko ma i... może tęskni za innemi... Chociaż, panie Wirski, przysięgam, że nigdy od niej o tem nie słyszałam... Cierpi i milczy, ale że cierpi, domyślam się. Ja także miałam trzydzieści lat...
— Kto z nas ich nie miał! — ciężko westchnął rządca.
Skrzypnęły drzwi i wbiegła mała dziewczynka z drutami w ręku.
— Proszę babci — zawołała — ja nigdy nie skończę kaftanika dla mojej lalki...
— Heluniu! — odezwała się staruszka surowo. — Ty nie ukłoniłaś się...
Dziewczynka zrobiła dwa dygi, na które ja odpowiedziałem niezręcznie, a pan Wirski, jak hrabia, i mówiła dalej, pokazując babce druty,