Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panowie ci — rzekłem — nie płacą komornego, więc bardzo być może...
Baronowej obeschły oczy.
— Ależ naturalnie — przerwała mi — że musicie ich wypędzić... Lecz panie! — zawołała — jakkolwiek są oni źli i zepsuci, to przecie gorszą od nich jest ta... ta Stawska!...
Zdziwiłem się, zobaczywszy płomień nienawiści, jaki błysnął w oczach pani baronowej, przy wymówieniu nazwy: Stawska.
— Pani Stawska tu mieszka? — spytałem mimowoli. — Ta piękna?...
— O... nowa ofiara!... — wykrzyknęła baronowa, wskazując na mnie i, z pałającemi oczyma, zaczęła mówić głębokim głosem:
— Ależ człowieku siwowłosy, zastanów się, co robisz?... Wszakże to kobieta, której mąż, oskarżony o zabójstwo, uciekł za granicę... A z czego ona żyje?... Z czego się tak stroi?...
— Pracuje kobiecisko jak wół — szepnął rządca.
— O... i ten!... — zawołała baronowa. — Mój mąż, (jestem pewna, że to on), przysyła jej ze wsi bukiety... Rządca tego domu kocha się w niej i bierze od niej komorne zdołu co miesiąc...
— Ależ pani!... — zaprotestował eks-obywatel, a jego oblicze stało się tak rumiane jak nos.
— Nawet ten poczciwy niedołęga, Maruszewicz — ciągnęła baronowa — nawet on po całych dniach wygląda do niej oknem...