Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i ponaznaczaj komorne według dawnych cen. Pani Krzeszowskiej możesz podnieść jakieś kilkanaście rubli, niech się trochę zirytuje; ale biedaków nie duś... Mieszka tam jakiś szewc, jacyś studenci; bierz od nich, ile dadzą, byle płacili regularnie.
Spojrzał na zegarek, a widząc, że ma jeszcze czas, położył się na szeslągu i leżał, milcząc, z rękoma pod głową i przymkniętemi oczyma. Widok ten był nad wszelki wyraz żałosny.
Usiadłem mu przy nogach i rzekłem:
— Tobie coś jest, Stachu?... Powiedz, co ci jest. Zgóry wiem, że nie pomogę, ale widzisz... Zgryzota jest jak trucizna: dobrze ją wypluć...
Stasiek znowu uśmiechnął się (jak ja nie lubię tych jego pół-uśmiechów) i po chwili odparł:
— Pamiętam (dawne to dzieje!) siedziałem w jednej izbie z jakimś frantem, który był dziwnie szczery. Opowiadał mi niestworzone rzeczy o swojej rodzinie, o swoich stosunkach, o swoich wielkich czynach, a potem — bardzo uważnie słuchał moich dziejów. No — i dobrze z nich skorzystał...
— Cóż to znaczy?... — spytałem.
— To znaczy, mój stary, że ponieważ ja, nie chcę z ciebie wydobywać żadnych zeznań, więc i przed tobą nie mam potrzeby ich robić.
— Jakto — zawołałem — w taki sposób traktujesz zwierzenie się przed przyjacielem?
— Daj spokój — rzekł, podnosząc się z kanapy. — To może dobre, ale dla pensyonarek...