Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan hrabia resztę odda na procent, to ja będę musiał czekać rok...
Panna Izabela zerwała się z fotelu.
— Więc ja pana zapewniam, że jutro dostaniesz pieniądze! — zawołała, patrząc na niego z pogardą.
— Słowo? — spytał żyd, delektując się w duszy jej pięknością.
— Słowo daję, że jutro będziecie wszyscy spłaceni... Wszyscy i to co do grosza!...
Żyd ukłonił się do ziemi, i cofając się tyłem, opuścił gabinet.
— Zobaczę, jak panna hrabianka dotrzyma słowa... — rzekł na odchodnem.
Stary Mikołaj znowu był w przedpokoju i z taką gracyą otworzył drzwi Szpigelmanowi, że ten, już z sieni, zawołał:
— Co się pan tak rozbijasz, panie kamerdyner?...
Blada z gniewu panna Izabela, biegła do sypialni ojca. Zastąpiła jej drogę panna Florentyna.
— Dajże spokój, Belciu — mówiła, składając ręce — ojciec taki chory...
— Zapewniłam tego człowieka, że wszystkie długi będą spłacone, i muszą być spłacone... Choćbyśmy mieli nie jechać do Paryża...
Właśnie pan Tomasz w pantoflach i bez surduta, zwolna przechadzał się po sypialni, kiedy weszła córka. Spostrzegła, że ojciec wygląda bar-