Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Właśnie ja dlatego dzisiaj przychodzę, już trzeci raz. A jutro przyjdą inni i ja znowu będę czekał...
Krew uderzyła do głowy pannie Izabeli, która, nie zdając sobie sprawy z tego co robi, nagle weszła do przedpokoju.
— Coto jest?... — zapytała panny Florentyny.
Mikołaj wzruszył ramionami i na palcach wyszedł do kuchni.
— To ja jestem, panno hrabianko... Dawid Szpigelman — odpowiedział niewielki człowiek, z czarnym zarostem i w czarnych okularach. — Ja do pana hrabiego przyszedłem na mały interes...
— Kochana Belu... — odezwała się panna Florentyna, chcąc wyprowadzić kuzynkę.
Ale panna Izabela wyrwała się jej z rąk, i zobaczywszy, że gabinet ojca jest wolny, kazała tam wejść Szpigelmanowi.
— Zastanów się Belu, co robisz?... — upominała ją panna Florentyna.
— Chcę raz dowiedzieć się prawdy — rzekła panna Izabela. Zamknęła drzwi gabinetu, siadła na fotelu, i patrząc w okulary Szpigelmanowi, zapytała:
— Jaki interes ma pan do mego ojca?
— Przepraszam pannę hrabiankę — odpowiedział przybysz, kłaniając się — to jest bardzo mały interes. Ja tylko chcę odebrać moje pieniądze...