Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapada się w niezmierny, niezgłębiony ocean nicości, w którym będzie spoczywał na wieki wieczne, nie objaśniwszy widzów teatralnych, że, nankinowe spodnie, z fartuszkiem i strzemiączkami, wykradziono mu podstępem, ze zbioru jego osobistych pamiątek.
Po nocy fatalnie spędzonej, Rzecki obudził się dopiero o trzy kwadranse na siódmą. Własnym oczom nie chciał wierzyć, patrząc na zegarek, ale wkońcu uwierzył. Uwierzył nawet w to, że wczoraj był nieco podchmielony; o czem zresztą wymownie świadczył lekki ból głowy i ogólna ociężałość członków.
Wszystkie te jednak chorobliwe objawy mniej trwożyły pana Ignacego, aniżeli jeden straszny symptom, oto: nie chciało mu się iść do sklepu!... Co gorsze: nietylko czuł lenistwo, ale nawet zupełny brak ambicyi; zamiast bowiem wstydzić się swego upadku i walczyć z próżniaczemi instynktami, on, Rzecki wynajdywał sobie powody do jak najdłuższego zatrzymania się w pokoju.
To zdawało mu się, że Ir jest chory, to że rdzewieje nigdy nieużywana dubeltówka, to znowu, że jest jakiś błąd w zielonej firance, która zasłaniała okno, a nareszcie, że herbata jest za gorąca i trzeba ją pić wolniej niż zwykle.
W rezultacie pan Ignacy spóźnił się o czterdzieści minut do sklepu i ze spuszczoną głową przekradł się do kantorka. Zdawało mu się, że