Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem Tomaszem i hrabiną. Rzecki parę razy w życiu widział ludzi zamagnetyzowanych i zdawało mu się, że Wokulski ma taki wyraz fizyognomii, jak gdyby był zamagnetyzowany przez owę lożę. Siedział bez ruchu, jak człowiek śpiący, z szeroko otwartemi oczyma.
Ktoby jednakże tak oczarował Wokulskiego? Pan Ignacy nie mógł się domyśleć. Zauważył przecie inną rzecz; ile razy nie było Rossiego na scenie, panna Izabela obojętnie oglądała się po sali, albo rozmawiała z ciotką. Lecz gdy wyszedł Makbet — Rossi, przysłaniała twarz do połowy wachlarzem i cudownemi, rozmarzonemi oczyma, zdawała się pożerać aktora. Czasami wachlarz z białych piór opadał jej na kolana, a wtedy Rzecki na twarzy panny Izabeli spostrzegał ten sam wyraz zamagnetyzowania, który go tak zdziwił w fizyognomii Wokulskiego.
Spostrzegł jeszcze inne rzeczy. Kiedy piękne oblicze panny Izabeli wyrażało najwyższy zachwyt, wtedy Wokulski pocierał sobie ręką wierzch głowy. A wówczas, jakby na komendę, z galeryi i z paradyzu odzywały się gwałtowne oklaski i wrzaskliwe okrzyki: „brawo, brawo Rossi!...“ Zdawało się nawet panu Ignacemu, że gdzieś w tym chórze odróżnia zmęczony głos inkasenta Obermana, który pierwszy zaczynał wrzeszczeć, a ostatni milknął.