Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skończył golić, umył Wokulskiemu twarz i, owinąwszy go w strój, podobny do śmiertelnej koszuli delikwentów, mówił dalej:
— Że też nigdy u pana dobrodzieja nie spostrzegłem ani śladu kobiety: przychodzę przecież w rozmaitych godzinach...
Wziął do rąk grzebień i szczotkę i zaczął czesać.
— Przychodzę w rozmaitych godzinach, a oko, panie, mam na te rzeczy... no!... Pomimo to, nigdy, ani rąbka spódniczki, ani pantofelka, ani kawałka wstążki! A przecież nawet raz u jednego kanonika zdarzyło mi się widzieć gorset; prawda, że znalazł go na ulicy i właśnie chciał bezimiennie odesłać do redakcyi. A, panie, u oficerów, szczególniej zaś u huzarów!... (Główkę na dół s’il vous plait...) Czyste zatrzęsienie!... U jednego, panie, spotkałem aż cztery młode damy i wszystkie — uśmiechnięte... Od tej pory, daję słowo honoru, zawsze kłaniam mu się na ulicy, choć mnie opuścił i winien mi pięć rubli. Ale, panie, jeżeli za krzesło na koncert Rubinsteina mogłem dać sześć rubli, tożbym chyba nie żałował pięciu rubli dla takiego wirtuoza... Możemy trochę poczernić włosy je suppose que oui?
— Bardzo panu dziękuję — odparł Wokulski.
— Domyślałem się tego — westchnął fryzyer. W szanownym panu nie ma śladu pretensyi, a to źle!... Znam kilka baletniczek, które chętnie zawarłyby z panem stosuneczki, a słowo honoru daję