Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szym liście i jutrzejszej wizycie u Łęckich; chciał być trzeźwym, ale namiętność przemogła.
„Dlaczego oni mnie zaprosili? — pytał, czując lekki dreszcz wewnętrzny. — Panna Izabela chce się ze mną poznać... Ależ oczywiście dają mi do zrozumienia, że mogę się żenić!... Byliby chyba ślepi, albo idyoci, żeby nie spostrzegli, co się ze mną dzieje wobec niej“...
Począł tak drżeć, że mu zęby szczękały; wtedy odezwał się przygłuszony rozsądek.
„Za pozwoleniem. Od jednego obiadu i jednej wizyty, jeszcze bardzo daleko do dłuższej znajomości. Na tysiąc zaś dłuższych znajomości — ledwie jedna prowadzi do oświadczyn; na dziesięć oświadczyn — ledwie jedne są przyjęte, a i z tych ledwie połowa kończy się małżeństwem. Trzeba więc być zupełnym waryatem, ażeby nawet przy dłuższej znajomości, myśleć o małżeństwie, za którem jest ledwie jedna, a przeciw któremu ze dwadzieścia tysięcy szans... Jasne czy nie jasne?“
Wokulski musiał przyznać, że jest jasne. Gdyby wszelka znajomość prowadziła do małżeństwa, każda kobieta musiałaby mieć po kilkudziesięciu mężów, każdy mężczyzna po kilkadziesiąt żon, księża nie daliby sobie rady ze ślubami, a cały świat zamieniłby się w jeden wielki szpitał waryatów. On zaś, Wokulski, nietylko nie był jeszcze dobrym zna-