Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nienem wprawić sobie nowe. Nie uwierzysz pan, panie Wokulski, jak mam popsute zęby...
Pożegnali się wszyscy bardzo zadowoleni. Baron dziwił się: zkąd człowiek tego fachu tak dobrze strzela? hrabia-anglik więcej, niż kiedykolwiek, był podobny do maryonetki, a egiptolog znowu zaczął obserwować obłoki. W drugiej zaś partyi — Wokulski był zamyślony, Rzecki zachwycony odwagą i uprzejmością barona, a tylko Szuman zły. I dopiero, gdy ich kareta zjechała z górki obok klasztoru Kamedułów, doktor spojrzał na Wokulskiego i mruknął:
— A to bydlęta!.. I że ja na takich błaznów nie sprowadziłem policyi...
W trzy dni po dziwnym pojedynku, siedział Wokulski, zamknięty w gabinecie, z niejakim panem Wiliamem Colins. Służący, którego oddawna intrygowały te konferencye, odbywające się po kilka razy na tydzień, ścierał kurze w pokoju obocznym i, od czasu do czasu, przysuwał bądź oko, bądź ucho do dziurki od klucza. Widział na stole jakieś książki, i to, że jego pan coś pisze na kajecie; słyszał, że gość zadaje Wokulskiemu jakieś pytania, na które on odpowiada czasem głośno i od razu, czasem półgłosem i nieśmiało... Ale o czemby rozmawiali w tak niezwykły sposób? lokaj nie mógł odgadnąć, ponieważ rozmowa toczyła się w obcym języku.
— Jużci to nie po niemieczku — mruczał słu-