Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kieś kilka tysięcy rubli. Znam pogląd jego siostry, hrabiny, na tę sprawę... W chwili, gdy pan Łęcki zostanie bez grosza przy duszy, jego urocza córka, którą wszyscy uwielbiamy, wyjdzie za barona albo marszałka...
Oczy Wokulskiego tak dziko błysnęły, że adwokat umilkł. Przypatrywał mu się, rozmyślał... Nagle uderzył się ręką w czoło.
— Szanowny pan — rzekł — jesteś zdecydowany dać 90.000 rubli za tę ruderę?...
— Tak — odparł głucho Wokulski.
— Sześćdziesiąt od dziewięćdziesięciu... posag panny Izabeli... — mruknął adwokat. — Aha!...
Fizyognomia i cała postawa jego zmieniła się do niepoznania. Pociągnął z wielkiego bursztynu ogromny kłąb dymu, rozparł się na fotelu i trzęsąc ręką w stronę Wokulskiego, mówił:
— Rozumiemy się, panie Wokulski. Wyznam ci, że jeszcze przed pięcioma minutami podejrzewałem cię, sam nie wiem o co, bo interesa twoje są czyste. Ale w tej chwili, wierz mi, masz we mnie tylko człowieka życzliwego i... sprzymierzeńca...
— Teraz ja pana nie rozumiem — szepnął, spuszczając oczy, Wokulski.
Adwokatowi na policzkach wystąpiły ceglaste rumieńce. Zadzwonił — wszedł służący.
— Nie wpuszczać tu nikogo, dopóki nie zawołam — rzekł.