tak karać człowieka za to, że ma inne niż my przekonania polityczne...
— Polityczne?... — powtórzył Wokulski takim tonem, że panu Ignacemu przeszedł mróz po kościach.
— Zresztą, powiem ci — ciągnął dalej pan Ignacy — szkoda takiego subjekta. Chłopak piękny, kobiety go pasyami lubią...
— Piękny? — odparł Wokulski. — Więc niech pójdzie na utrzymanie, jeżeli taki piękny.
Pan Ignacy cofnął się. Panowie Lisiecki i Klejn już nawet nie spoglądali na siebie.
W godzinę później przyszedł do sklepu niejaki pan Zięba, którego Wokulski przedstawił jako nowego subjekta.
Pan Zięba miał około lat trzydziestu; był może tak przystojny, jak Mraczewski, ale wyglądał nierównie poważniej i taktowniej. Nim sklep zamknięto, już zaznajomił się, a nawet zdobył przyjaźń swoich kolegów. Pan Rzecki odkrył w nim zagorzałego bonapartystę; pan Lisiecki wyznał, że on sam obok Zięby, jest bardzo bladym antysemitą, a pan Klejn doszedł do wniosku, że Zięba musi być conajmniej biskupem socyalizmu.
Słowem wszyscy byli kontenci, a pan Zięba spokojny.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/173
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.