Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czepca iskrzą się i wonieją czarne, silnie upomadowane włosy, a na obliczu, niegdyś blado-cynamonowem, leży obecnie potężna warstwa różu, nadająca starej damie pozór szafy polakierowanej na czerwono...
Nie wiem, jak daleko sięgały modyfikacje, dokonane przez fryzjerskiego pachołka na organizmie podeszłej majorowej; pewnem jest jednak, że powierzchowną metamorfozę dostrzegł nawet roztrzepany Gadulski i, jak się to mówi, zapomniał języka w gębie. Szczęściem ocknął się stosunkowo dość szybko z niewłaściwego, a nawet w podobnych wypadkach bardzo nagannego osłupienia i, wskazując na kilku mężczyzn, rzekł:
— Oto pan Łukasz Mulnicki, archiwista akt dawnych!... mam zaszczyt prezentować...
Świeżo wyrestaurowana dama wygięła się od tyłu ku przodowi, jak osoba doświadczająca bólu w okolicach krzyża; prezentowany zaś archiwista spojrzał na nią tak, jak ludzie jego specjalności patrzą na stare akta, którym, dla przynęty półgłówków, dodano kosztowne okładki.
— Oto jest pan Achilles de Pureaux, spadły z etatu nauczyciel rysunków i kaligrafji!... mam honor rekomendować... — ciągnął etykietalny Gadulski.
Nastąpił nowy paroksyzm cierpień krzyżowych ze strony Pudencjanny Moździerznickiej, na co wysmukły de Pureaux odpowiedział szeregiem ruchów, malujących nietyle sympatją dla osoby przybyłej, ile raczej głęboką cześć dla sztuki ładnego pisania.
— A oto, znany już majorowej, pan Pieprzkowski... kupiec i obywatel — zakonkludował gospodarz.
— Aaa! — odpowiedziała uróżowana Pudencjanna, zajmując majestatycznie połowę skrzypiącej kanapy. — Gdzież jest szanowna siostra twoja, kochany Gadulsiu?
— Wyjechała na parę tygodni, droga majorowo!... A gdzież ukochany mój pupil? — wywzajemnił się troskliwy opiekun.
— Pozwoliłam mu nieboraczkowi spacerować przez całe