Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

córkę: mięsem, mlekiem, winem, kawą, ryżem — czem chcesz, ale jak on ci się wziął do niej, jak zaczął ssać, jak zaczął ssać... czysta pijawka!... W pół roku tak babę zasuszył, żebyś nią mógł był w piecu podpalić, a sam?... Ach, sam, moja rybeńka, nie urósł nawet tyleńki, — jak warząchew!
Westchnęliśmy oboje: staruszka, myśląc zapewne o dawniejszych wymiarach Sotusia, ja zaś, przypomniawszy sobie to, że z nieznanych mi powodów na ostatnim jarmarku sprzedawano drewniane łyżki po półtora grosza drożej niż zwykle.
— A już niema co gadać, że chłopak miał wojskową żyłkę, oj miał! Zawsze z kijem albo z batem; a bił, a psuł, a darł... ach, doloż ty moja!... Za fuzją w piekłoby poszedł i ciągle gadał: „Jak ja urosnę, to wszystkim Żydom i babuni w łeb wypalę!“ Jak cię kocham, pułkowniku, tak prawda.
— Hum... hum... — odmrukiwałem patrzącej mi w oczy majorowej, nie wiedząc, co w tym wypadku odpowiedzieć należy.
— Ale do książki — ciągnęła dalej — ehe!... i kijembyś go nie napędził. Bywało, wołam, proszę, biję, zaklinam... nic i nic. Ha, myślę sobie, wola Twoja, Panie, widocznie to już czystej krwi Moździerznicki, — bo tak ojciec, jak dziadek, jak i pradziadek nigdy się tam bardzo do bibuły nie rwali... Ale kiedy mi chłopak podrósł i już żadnej radeńki dać z nim sobie nie mogłam, przyjęłam mu dyrektora.
W tem miejscu otarłem pot z czoła, a staruszka, odetchnąwszy, ciągnęła dalej:
— Poczciwy to był i wcale niegłupi człeczyna i on to, nie kto inny, wyuczył Socia tego, co umie dzisiaj; ale cóż, kiedy, robaczek, napijać się trochę lubił i bokiem mu też wyszła ta fantazja... Powiadam ci, raz przy niedzieli, wypiwszy sobie może nad miarę, wstydził się widać zajść na noc do domu i poszedł gdzieś spać między chlewki. Trzeba trafu, że mieliśmy wtedy okrutnie złe świnie, węgierskie, no i co ty po-