botnik olbrzymiego wzrostu, z pochodnią. Stanął on przed bramą świątyni i ogromnym głosem począł wołać do ludu:
— A wiecie wy, prawowierni, nad czem tu radzą arcykapłani i nomarchowie?... Oto, chcą zmusić jego świątobliwość Ramzesa, ażeby robotnikom odjął po placku jęczmiennym na dzień, a chłopów obłożył nowym podatkiem, po drachmie od każdej głowy...
Dlatego, mówię wam, że popełniacie głupstwo i nikczemność, stojąc tu z założonemi rękoma!... Trzeba nareszcie wyłapać świątyniowych szczurów i oddać ich w ręce faraonowi, panu naszemu, na którego krzywdę zmawiają się bezbożnicy!... Bo gdyby władca nasz musiał ulec radzie kapłańskiej, któż wtedy ujmie się za uczciwym ludem?...
— Prawdę mówi!... — odezwano się w tłumie.
— Pan każe dać nam siódmy dzień wypoczynku....
— I obdarzy nas ziemią...
— Zawsze miał litościwe serce dla prostaków!... Pamiętacie, jak dwa lata temu uwolnił chłopów, oddanych pod sąd za napaść na folwark Żydówki?...
— Ja sam widziałem, jak przed dwoma laty zbił pisarza, który ściągał z chłopów niesprawiedliwy podatek...
— Niech żyje wiecznie pan nasz, Ramzes XIII-ty, opiekun uciśnionych!...
— Patrzajcie ino — odezwał się głos zdaleka — samo bydło wraca z pastwisk, jakby zbliżał się wieczór...
— Co tam bydło!... Dalejże na kapłanów!...
— Hej, wy! — krzyknął olbrzym pod bramą świątyni. — Otwórzcie nam dobrowolnie, ażebyśmy się przekonali: nad czem radzą arcykapłani z nomarchami?...
— Otwórzcie!... bo wywalimy bramę!...
— Dziwna rzecz — mówiono zdaleka — ptaki kładą się spać... A przecie to dopiero południe...
— Dzieje się coś niedobrego w powietrzu!...
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/231
Wygląd
Ta strona została skorygowana.